Labour and Social Security Journal 10/2020
Publication date: 2020
Place publication: Warszawa
Binding: paperback
Format: A4
Demokracja a pojmowanie prawa
Zastanawiając się nad relacjami między demokracją a prawem i jego pojmowaniem warto zwrócić uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze, prawo jest kategorią autonomiczną względem demokracji, bo przecież funkcjonowało i funkcjonuje w państwach o różnych ustrojach. Nie można więc przyjąć, że demokracja w sposób automatyczny przesądza o tym, jak mamy pojmować prawo i jego funkcje. Po drugie, demokracja nie gwarantuje wysokiej jakości prawa, a wręcz przeciwnie często prowadzi do jego pogorszenia. Z różnych powodów sprawia też, że stanowione przez nią prawo jest wyraźnie nieadekwatne względem rzeczywistej woli narodu, co bywa następstwem dążenia przez partie polityczne do zdobycia i utrzymania władzy za wszelką cenę i wmawiania obywatelom na różne sposoby, że to co one czynią jest w pełni zgodne z ich wolą i dobrem. Niskiej jakości prawo nie może być przecież zgodne z rzeczywistymi dążeniami, interesami i wolą narodu. To zaś, że tworzone u nas prawo jest marnej jakości, nie wymaga specjalnego dowodu, tak jak i wolą narodu nie jest to, by mieć głupie, nieustannie zmieniane i często szkodliwe prawo.
Z ust przedstawicieli obozu rządzącego często słyszymy, że zwycięskie w wyborach do Sejmu ugrupowanie polityczne jest w swych działaniach wyrazicielem woli suwerena i skutkiem tego nie może być krępowane w tworzeniu prawa. Ani opozycja, ani inne czynniki nie powinny więc ograniczać swobody obozu rządzącego w zakresie formy i treści tworzonego przezeń prawa. W tym ujęciu w istocie prawo jest sprowadzane do roli instrumentu w rękach Sejmu, a właściwie partyjnego centrum decyzji politycznych czy też prezesa PiS. Jest to dogodna dla ugrupowania rządzącego wizja prawa, która wszakże grzeszy prymitywizmem i pozostaje w niezgodzie z Konstytucją RP, a także prawem międzynarodowym i unijnym. W tym ujęciu prawo jako narzędzie realizacji bieżącej polityki partii rządzącej sprowadzane jest do tworzonych przede wszystkim przez Sejm norm prawnych, czego dalszą konsekwencją jest teza o domniemaniu zgodności ustaw z Konstytucją RP i nakaz wykładania ich tylko zgodnie z ich literą, co oznacza w istocie wykluczenie innych sposobów interpretacji niż wykładnia językowa, w szczególności zaś wyeliminowanie wykładni funkcjonalnej. Znamienne jest przy tym, że koncepcja sprowadzająca prawo do roli narzędzia realizacji celów politycznych szczególnie atrakcyjna jest dla wszelkiej maści rządów autorytarnych. Tak jak wynaturzeniem demokracji jest autorytaryzm czy dyktatura, co się nieraz zdarza i czego jaskrawym przykładem były faszystowskie Niemcy, tak wynaturzeniem w systemie demokratycznym jest również pojmowanie prawa jedynie jako narzędzia osiągania celów politycznych, przy czym często głównie jako instrumentu opresji czy rodzaju „pałki”, trawestując znane powiedzenie, że państwo to pałka.
Dla koncepcji redukującej prawo wyłącznie do narzędzia realizacji celów politycznych formalnie demokratycznie wybranej władzy ustawodawczej, a praktycznie na bieżąco modyfikowanych zamiarów partii rządzącej, charakterystyczne jest minimalizowanie, a nawet przekreślanie roli konstytucji, przy jednoczesnym wysuwaniu w praktyce na pierwszy plan uchwał Rady Ministrów – jak było to w czasach stalinowskich – czy ustaw, jak stało się to w PRL po 1957 r. Nic więc dziwnego, że także w PRL w nauczaniu akademickim dominowała pozytywistyczna, a często nawet normatywistyczna, wizja prawa jedynie jako instrumentu realizacji interesów i woli ludu pracującego miast i wsi. Przenosiło się to na praktykę stosowania prawa, w tym głównie na orzecznictwo sądowe, które negliżowało znaczenie Konstytucji PRL, a w wykładni norm prawnych kierowało się prawie wyłącznie zasadami interpretacji językowej.
Wspomniana praktyka i sposób podejścia do pojmowania prawa w poszczególnych dogmatykach prawa także w czasach PRL nie były wszakże przyjmowane bezkrytycznie. Między innymi wiązało się to z żywą u nas tradycja psychologicznej teorii prawa (L. Petrażyckiego), z której co najmniej pośrednio wynikało, że skoro prawo jest zjawiskiem psychologicznym, to nie może być sprowadzane wyłącznie do narzędzia osiągania celów politycznych. Nietrafność sprowadzania zjawiska prawnego do normy prawnej w znaczeniu językowym wynikała także np. z rozwijanej przez J. Wróblewskiego teorii wielopłaszczyznowości prawa. Obok płaszczyzny językowo-logicznej, wyróżniano płaszczyznę psychologiczną, socjologiczną i aksjologiczną, z czego wynikało, że prawo to coś więcej niż tylko norma odkodowywana z przepisów ustawy. Zwracano również uwagę, że prawo wyznaczają także zasady wywodzone z prawa natury („prawa naturalnego o zmiennej treści”), np. A. Stelmachowski, T. Zieliński, oraz że kształtowane jest ono również w drodze orzecznictwa sądowego (A. Stelmachowski).
Wbrew temu co zdaje się twierdzić obóz rządzący, normatywistyczny sposób rozumienia prawa, z praktyczną dominacją ustawy jako narzędzia w rękach partii rządzącej, nie znajduje usprawiedliwienia na gruncie Konstytucji RP. Najwyższym prawem jest bowiem Konstytucja RP (art. 8) , a nie ustawy. Wprawdzie w myśl art. 4 Konstytucji RP Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli (lub bezpośrednio) ale nie jest to jedyny przepis Konstytucji RP, który reguluje kwestie władzy i innych zasad, mających znaczenie dla sposobu pojmowania na jej tle prawa. Konstytucja RP oparta jest na określonej aksjologii, formułując w tym zakresie zwłaszcza katalog wolności i praw człowieka i obywatela, co można traktować jako nawiązanie do nowożytnej koncepcji „prawa naturalnego o zmiennej treści”, która współwyznacza sposób rozumienia całego prawa. Prawo nie może być więc redukowane do roli narzędzia osiągania jednie celów politycznych, partyjnych i często dyktowanych wyłącznie rachubami wyborczymi. Musi się liczyć z konstytucyjną aksjologią i co więcej musi ją wyrażać, niezależnie od tego, że ona sama z woli ustrojodawcy również w tym zakresie jest obowiązującym prawem.
Niezależnie od dyskusyjności tezy, w myśl której zjawisko prawne jest złożoną strukturą ontologiczną, nie może budzić wątpliwości, że stanowienie ustaw jest ograniczone między innymi przez konstytucyjną aksjologię oraz uwarunkowania o charakterze psychologicznym i socjologicznym. Sejm tylko dlatego, że został wybrany przez obywateli nie może tworzyć norm prawnych w sposób arbitralny, powołując się na to, że jest w tym zakresie suwerenny bądź że ucieleśnia wolę suwerena (wyborców), a w istocie realizując tylko wolę partyjnego centrum decyzji politycznych.
Obok władzy wskazanej w art. 4 Konstytucji RP akt ten wyróżnia władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą (art. 10). Ta ostatnia, obok tzw. władztwa procesowego, polegającego na względnej swobodzie ustalania podstawy faktycznej sprawy, wyraża się w tzw. władztwie interpretacyjnym. Koncepcja prawa jako narzędzia osiągania politycznych (partyjnych) celów w istocie prowadzi do wyeliminowania sądowego władztwa interpretacyjnego (swobody interpretacji prawa w granicach uznanych we współczesnej cywilizacji reguł jego tłumaczenia) i uczynienia z władzy sądowniczej władzy „żadnej”. Jest to wszakże sprzeczne z art. 10 Konstytucji RP, z którego wynika, że istnieje władza sądownicza, a nie jej pozory, oraz że – co więcej – jest to władza równoważna władzy ustawodawczej i wykonawczej. Według koncepcji prawa jako narzędzia suwerenem czy też jego ucieleśnieniem jest władza ustawodawcza i wykonawcza, wobec tego to tylko ona powinna to prawo tworzyć i je interpretować, przy czym najlepiej byłoby by także wykładni językowej – jako jedynie dopuszczalnej – dokonywała władza wykonawcza (Minister Sprawiedliwości) i prokuratura. W każdym razie w tym ujęciu za niedopuszczalne, czy wręcz za herezję uważa się bezpośrednie interpretowanie i stosowanie Konstytucji RP przez sądy. Takie pojmowanie prawa pozostaje wszakże w jaskrawej sprzeczności między innymi z art. 8 i 10 Konstytucji RP, choć aktualnie rządzący niestety wcale się tym nie przejmują, tłumacząc społeczeństwu, że skoro otrzymali od niego mandat do sprawowania władzy to mogą uchwalić każdą ustawę o dowolnej treści i formie. Mają też „prawo” dekretowania według swojego uznania co prawem jest a co prawem nie jest.
Są tu bliscy normatywistycznej koncepcji H. Kelsena (czystej teorii prawa), która z różnych powodów była u nas krytykowana. H. Kelsen widząc niebezpieczeństwa jakie z niej wynikają proponował powoływanie do życia trybunałów konstytucyjnych. Jak jednak pokazuje chociażby nasza i węgierska praktyka jest to zabezpieczenie niedostateczne. Realniejszym zabezpieczeniem przed samowolą władzy ustawodawczej (partii rządzącej) są sądy, nad którymi - czego dowodzi przykład Polski – na szczęcie znacznie trudniej tej władzy zapanować i ją obezwładnić. Sądy przy tym dobrze wiedzą, że prawa nie można sprowadzać wyłącznie do roli narzędzia realizacji celów politycznych czy partyjnych.
Walerian Sanetra
Odbiór osobisty | 0 € |
Kurier Inpost | 4 € |
Kurier FedEX | 4 € |
Inpost Paczkomaty | 4 € |
Free delivery in Reader's Club | from 47 € |